[Mój post z grupy "Zapomniany obóz zagłady - KL Warschau" na Facebooku z 4 sierpnia 2013]:
A oto relacja żołnierza 2. kompanii "Rudy" batalionu "Zośka" Tadeusza
Zuchowicza, ps. "Marek" z akcji wyzwolenia obozu 5 sierpnia:
>>[...] Obóz żydowski znajdował się przy ul. Gęsiej i składał się z
szeregów drewnianych baraków, zielono malowanych. Otoczony był wysokim
betonowym murem z wieżyczkami strażniczymi z bronią maszynową. Ciężka,
żelazna brama stanowiła jedyne wejście na jego teren. W białym,
murowanym domku, otoczonym murowanymi bunkrami, była wartownia esesmanów
i Ukraińców.
Kiedy przez wyłom w murze wjeżdżała powoli nasza
zdobyczna Pantera, my sunęliśmy za jej potężnym cielskiem, od strony
bunkrów doleciał nas radosny okrzyk po niemiecku: Unsere Panther! -
Niemcy myśleli, że to był ich czołg. Czołg podjechał blisko i wywalił ze
swego działa w bunkier. Zewsząd padały strzały broni maszynowej i
wybuchały granaty, na które odpowiadaliśmy ogniem, mierząc i wyłapując
stanowiska niemieckie. Mimo silnego oporu, parliśmy naprzód, wspierani
ogniem naszego czołgu.
Jeszcze nie ustał zgiełk bitewny i jazgot
broni maszynowej, kiedy wśród dymu i pyłu zaczęły wyłaniać się postacie
ubrane w pasiaki. Przybywało ich coraz więcej, otaczali nas zwartą
gromadą. Błyszczącymi ze zdziwienia, pełnymi lęku oczami, spoglądali na
nas, a my przyglądaliśmy się im z równym zdumieniem, jak zdołali oni
przetrwać wybuchy granatów i strzelaninę z kaemów.
To byli Żydzi.
Po krótkiej chwili wahania rzucili się ku nam i różnojęzyczną gwarą
zaczęli wyrażać swoją radość i wdzięczność. W potoku słów rozróżnialiśmy
język polski, niemiecki, czeski, a niezrozumiały bełkot okazał się
potem językiem greckim. Krzyczą, Ściskają nas, całują, śmieją się,
dziękują za wyzwolenie. Częstujemy ich papierosami, które chciwie
zapalają, a po kilku zaciągnięciach się, wybuchają jeszcze większą
radością i żywiej gestykulują. Wychudzeni, zarośnięci, z zapadłymi
policzkami, tylko szeroko otwarte oczy, w których błyszczą łzy radości z
niespodziewanego ocalenia. Opowiadają, że uratowaliśmy ich od pewnej
śmierci, gdyż Niemcy mieli ich w najbliższych godzinach rozstrzelać.
Kiedy dowódca kompanii "Rudy" - por. "Andrzej Morro" wszedł do zebranej
gromady i Żydzi dowiedzieli się kim on był, wiwatom nie było końca.
Wśród Żydów wyróżniał się śmiałością mały, może pięcioletni chłopiec -
Czech. Interesował się czołgiem, wdrapywał się na niego i zaglądał
ciekawie do wnętrza. Potem pobiegł do baraku, skąd wrócił z porcelanową
figurką, wyobrażającą panterę. Wręczył ją jednemu z naszych czołgistów,
mówiąc: "miałem ją cały czas w obozie, ale panu dam na pamiątkę".
"Kadłubek" wziął z rąk chłopca porcelanową figurkę i czule go uściskał.
Figurka ta stała się maskotką czołgu. Jakiś stary, siwy Żyd ze łzami w
oczach przemawiał coś do mnie, ale nie zrozumiałem go wiele. Wyciągnąłem
z kieszeni garść kostek cukru i włożyłem mu w drżące, wychudzone
dłonie. Zresztą każdy z nas starał się czymś zrobić przyjemność tym
ludziom, którzy zapewne zwątpili już byli w dobroć i ludzkość. My
wszyscy, mimo że straciliśmy kilku towarzyszy broni, cieszyliśmy się ich
szczęściem i tym, że wyrwaliśmy ich z rąk hitlerowskich zbrodniarzy.
Zmrok już zapadał, kiedy nasze sanitariuszki i łączniczki przyniosły
tym Żydom kolację. Wygłodniali, połykali chciwie chleb z marmoladą,
konserwy mięsne i czarną kawę z cukrem. My, widząc ich wygłodzenie,
odstąpiliśmy im jeszcze część naszych porcji. [...]
Z ochotników
Żydów, którzy byli mechanikami i elektrykami, sformowano drużynę obsługi
czołgów. Inni mechanicy żydowscy zostali przydzieleni do warsztatów
rusznikarskich, prowadzonych przez chorążego "Rafała" w szkole św. Kingi
przy ul. Okopowej. Większość wyzwolonych Żydów spełniała pomocnicze
czynności, np. transport rannych, noszenie wody, sprzętu, zdobycznych
mundurów. Zajmowali się gaszeniem pożarów, naprawianiem barykad. Wszyscy
oni otrzymali powstańcze opaski i byli równoprawnymi żołnierzami Armii
Krajowej. Kilkunastu młodszych i silniejszych, którzy chcieli wziąć
bezpośredni udział w walkach, zostało wcielonych do oddziałów bojowych. Z
bronią w ręku walczyli oni wraz z nami, ramię przy ramieniu. Wszyscy
oni wykazywali wiele hartu, odwagi i poświęcenia. [...] <<
Główne kierunki natarcia na Gęsiówkę
Powstańcy zaatakowali obóz od zachodu, od strony ul. Okopowej. Batalion "Zośka"
kwaterował w pierwszych dniach powstania w budynkach szkoły przy ul. Św. Kingi.
Opis całej akcji "Zośki" i więcej relacji powstańczych można znaleźć
TUTAJ.